Friday, September 1, 2017

Moji pisani. Po śląsku tradycyjnie

Nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Ba, nawet jeśli ktoś wstępuje pierwszy raz, ale sądzi, że kroczy po śladach poprzedników, to już droga (i woda) nie ta sama, co niegdyś. Zmienił się też krajobraz — świadomość językowa odbiorców tekstu.
Miasto Rybnik dumnie prezentuje książkę Lucyny Szłapki Moji pisani. Jest się z czego cieszyć i ja również tę radość podzielam.

Rekomenduje ją czytelnikom prof. Helena Synowiec, autorka książki Śląska ojczyzna-polszczyzna.
[…] Efekty pracy twórczej Pani Lucyny Szłapki […] istniały do tej pory jedynie w lokalnym obiegu. Dobrze się stało, że zdecydowała się plon swojej wieloletniej twórczości usystematyzować, zebrać i przygotować do druku w oddzielnej publikacji. Zbiór tekstów regionalnych […] świadczy o kompetencji gwarowej i kulturowej (regionalnej) autorki, o jej umiejętnościach narracyjnych i warsztacie dydaktycznym.
[…] Z przekonaniem rekomenduję książkę Pani Lucyny Szłapki pt. „Moji pisani, czyli Bojki, godki i wierszyki po ślonsku” do opublikowania drukiem, dostrzegając przede wszystkim jej przydatność dydaktyczną. Uważam, że publikacja ta odegra ważną rolę w wychowaniu regionalnym. Dostarcza bowiem bogatego materiału poznawczego, przekazuje go w narracyjnej, gawędziarskiej formie; jest równocześnie nośnikiem wartości moralnych i społecznych głęboko zakorzenionych w śląskiej tradycji; ukazuje estetyczną i kulturotwórczą funkcję gwary – jako tworzywa tekstów. Zbiór gawęd może się przyczynić do umacniania emocjonalnej więzi młodego pokolenia z regionem oraz do pielęgnowania odmiany dialektycznej. Teksty zamieszczone w zbiorze mogą także zachęcić nauczycieli do podejmowania działań twórczych związanych z wprowadzaniem treści regionalnych. Dla wszystkich zaś zainteresowanych regionem bojki i godki Pani Lucyny Szłapki mogą być formą spotkania z śląską kulturą i gwarą ziemi rybnicko-wodzisławskiej.

Kilka szczegółów


Jak wygląda relacja między tekstem z pewnością śląskim a innym — polszczyzną standardową?
Proszę popatrzeć na podkreślenia czerwone. Jest to partia narracyjna. Pierwszy: pyto sie (ewidentnie fonetyczny, śląski); drugi: rozpłakał się (graficznie standardowo polski). Jest oczywiste, że w dydaktyce regionalnej rozsądny nauczyciel jedno i drugie może przeczytać po śląsku, żeby nie powielać dysonansu, a więc przynajmniej rozpłakoł sie, choć znaleźli by się zapewne zwolennicy silniejszej „stylizacji gwarowej” / usuwania polonizmów, np. w stronę hipotetycznego, powiedzmy, *zacznył ślimtać.
Na zielono zaznaczyłem dwa przymiotniki w stopniu najwyższym. Jeden z nich zaczyna się od naj-, a drugi od noj-. Wiele się w dialektologii opowiada o wariantywności i interferencjach w gwarach, ale w tekście mającym służyć regionalnej edukacji, można się pokusić o pewną standaryzującą staranność.
Pisownia tekstu nie korzysta ze znaków odmiennych niż w języku polskim. Nie ma więc choćby „ślabikorzowych” ô i ō (mam je w Miszmaszu Stanisława Neblika) bądź ů ani dobrze znanego w Rybniku zapisywania fonemu /ȯ/ jako o, co praktykuje znany regionalny pisarz Marek Szołtysek. Na niebiesko zaznaczyłem pewną niekonsekwencję. Jest wrociyły zapisane przez o (owszem, w Rybniku zdarza się utożsamienie tzw. o pochylonego z o), ale też mój głód, przez polskie o kreskowane, w standardowej polszczyźnie tożsame z głoską [u]. To samo zjawisko fonetyczne, zwykle tak samo wymawiane śląskie głoski [ȯ], zaznaczono różnymi literami. To również może powodować pewne zaburzenia w odbiorze tekstu przez czytelników chcących rozwinąć swoją znajomość rybnickiej odmiany godki ślōnskij.

Gwara, odmiana dialektyczna, czyli po ślonsku

Ponieważ jest to blog o językach in statu nascendi (rodzących się), wypada się i do tego odnieść. Autorka przedrukowanej na okładce opinii wydawniczej na płaszczyźnie naukowej, publicystycznej i w działaniach organizacyjnych nie popiera ruchu „emancypacyjnego” języka śląskiego. Odbija się to w używanej terminologii: odmiana dialektyczna [inaczej: dialektalna], gwara.
To quasi-recenzja. Zdaje się wszelako, że omawiana publikacja swoją formą nie wpisuje się w proces standaryzacji języka śląskiego. Można ją nazwać tradycyjną, konserwatywną, kontynuującą folklorystyczny nurt publikacji Wydawnictwa Śląsk i Śląskiego Instytutu Naukowego z lat 80. XX w. Nie znaczy to, że należy je dezawuować. Byłoby to chyba autodestrukcyjne dla społeczności nawet jeśli podzielonej, to deklarującej szacunek, ba, miłość do mowy starszych pokoleń, nośnika tradycji, niematerialnego dziedzictwa kultury. Książka broni się treścią i tym, że włożono w nią serce. Bardzo cenna jest grafika, czyli ilustracje Kazimiery Drewniok, i pomysł, by części narracyjnej towarzyszyła kolorowanka. Niemniej jednak zwłaszcza w Rybniku, gdzie najwięcej pisze i wydaje się po śląsku, warto sztukę edytorską i dbałość o szczegóły wznieść na wyższy poziom także w zakresie samej redakcji tekstu. Radość z samego faktu ukazania się książki po naszymu to emocja sprzed lat trzydziestu. Świat i język idą do przodu. Jest to świat pluralistyczny, także w obrębie małej ojczyzny.

Korzystałem tylko z wycinka książki dostępnego w Sieci, ale mam nadzieję, że uda mi się zdobyć całość.