My mamy 200 stron w jednym tomie, bo zwariowaliśmy na punkcie produkowania dokumentacji dla sądu. Pisma procesowe mają po kilkadziesiąt stron i są w nich orzeczenia innych sądów, mnóstwo cytatów, brakuje tylko z Goethego i Czechowa. Do tego ta "mglista mowa" - sędziowie używają podczas procesu niezrozumiałego języka.
Pan nie używa?
- Staram się. Czterech górników poręczyło sobie kredyty, byli za nie odpowiedzialni. Podczas rozprawy mówią, że "Łon łonemu, a łon łonemu podżyrował i łon łonemu nie płaci". Mogłem odpowiedzieć: "Istotą przejęcia długu i zaspokojenia wierzyciela jest konieczność spełnienia świadczeń itp.", a powiedziałem: "Skoro łon łonemu, a łon łonemu podżyrował, to łon łonemu musi zapłacić". Po co mówić językiem, którego nikt nie rozumie? W poczuciu, że wyrok i tak zostanie zaskarżony, a czytała go będzie wyższa instancja, która pisze jeszcze dłuższy i mądrzejszy, więc na końcu obywatel idzie do adwokata, płaci i mówi: weź pan wytłumacz - przegrałem czy wygrałem?
No comments:
Post a Comment