Granica etniczna jest nie tylko terytorialna, ale narracyjna i konstruowana medialnie. Wspomina się Bartha i Eriksena, co brzmi oczywiście mądrze i wzbudza respekt. Autor zastrzega się, że informacje podaje w dużym uproszczeniu. W odniesieniu do Spisza i Orawy autor napisał:
W wyniku tych postanowień Polsce przypadło 25 miejscowości, w których mieszkała ludność rdzennie słowacka. (s. 158)Niełatwa sprawa. Uproszczenie chyba poszło za daleko. Dlatego także, iż część autochtonicznych mieszkańców nie uważa się za Słowaków. Ale może widzę coś, czego tam nie ma? Autor nie napisał, że całość tamtejszej ludności jest rdzennie słowacka. Ale skoro tak to można odczytać, to warto precyzować. Przy czym należy także pamiętać, że relacje międzyludzkie są bardziej złożone — bardzo często więzi społeczności wiejskiej, parafii, rodzin, sąsiedzka pomoc nie są łączone z różnicą etniczną. Kiedy indziej jest ona wspominana lub podnoszona, zwłaszcza gdy jakieś działania naruszają status quo, nie zawsze spójny i zwerbalizowany.
W ciekawym artykule, napisanym po zbadaniu kilku ważnych roczników czasopisma Život (1968, 1969, 1992, 1993) ukazano presję ideologiczną na przedstawicieli mniejszości czeskiej i słowackiej oraz sprowadzenie różnicy między nimi a większością polską do folkloru, ujętego w ramę interpretacyjną folkloryzmu (cytuje się J. Bursztę i R. Sulimę):
Zjawiska, którym przypisujemy miano folkloryzmu, zachodzą mniej więcej w taki oto sposób: „my” przedstawiamy „wam” nasze obrzędy, nasze pieśni, nasze opowieści, a one służą „nam” i „wam” do zabawy, choć w naszej kulturze pełniły uprzednio inne funkcje, które badacze określają jako bytowe, religijne, egzystencjalne itp. Zatem „my” i „wy” zostaliśmy umówieni za sprawą instytucji w celu zabawowym (Sulima 1992: 187).Zawsze grupom jakoś innym od większości grozi lekceważenie — ze strony większości, ale niekiedy też ze strony państwa, poza którego granicami znajdują się rodacy. Gdy łączy się to z ideologią, dochodzi kłamstwo. Nie mam innego słowa na opis zaniku/likwidacji szkolnictwa czeskiego i słowackiego. Osoba pisząca o sytuacji w konkretnych miejscowościach nie ma prawa przeinaczać i lekceważyć prawdy. Brać za dobrą monetę opis ze szczytu kampanii głoszącej jedność narodową (etniczną) Polski Ludowej, w czasie podsycania „antyrewanżystowskiej” histerii zbiorowej i kampanii antysemickiej? Koniecznie trzeba to zestawić z wolnymi od cenzury opowieściami o tym, jak to „dobrowolnie” „same” społeczności te „rezygnowały” z nauczania w języku narodu, z którym się utożsamiały. Chodzi mi na przykład o takie stwierdzenia:
Do zaprzestania nauczania języka czeskiego w Zelowie doprowadziły niewielkie zainteresowanie ze strony uczniów oraz brak wykwalifikowanej kadry, a w niektórych szkołach z językiem słowackim uczniowie rezygnują z nauki tego języka, ponieważ w domu używają dialektu podhalańskiego [podkreśl. moje]. W konsekwencji słowacki jest dla nich niejako kolejnym, niemal obcym językiem (Mauersberg 1968).Nie było wówczas i nie ma dziś pojęcia dialektu podhalańskiego. Gwary polskiej „państwowo” części Spisza i Orawy są spiskie i orawskie. Kwalifikuje się je jako pokrewne gwarze podhalańskiej (również wewnętrznie zróżnicowanej) części dialektu małopolskiego. Wpływy kulturalne i historyczne wytworzyły ich specyfikę, w której niemałą rolę odgrywają elementy wspólne z sąsiadującymi gwarami (lokalnymi systemami językowymi) słowackimi i rusińskimi.
Nazwanie mowy Spiszaków i Orawian dialektem podhalańskim wywoła raczej rozdrażnienie i śmiech, i to zarówno u osób z polską, jak i słowacką identyfikacją narodową. Podhalanie również mogą wyrazić swe wątpliwości. Nie uchodzi w tekście naukowym, bo publikowanym w naukowym czasopiśmie.
W odniesieniu do sytuacji mniejszości narodowych, językowych i religijnych oczekiwałbym nieco większej precyzji, aby mimo perspektywy obiektywnej, a zapewne nie wrogiej wobec opisu społeczności, którą miała reprezentować prasa, nie upraszczać.
Mogę pochwalić bibliografię. Oprócz bezsensownych półpauz w dwuczłonowych nazwiskach.
No comments:
Post a Comment