Bardzo ciekawe doniesienie o działaniach posła do Parlamentu Europejskiego Łukasza Kohuta: https://wiadomosci.onet.pl/slask/jezyk-slaski-bedzie-rezolucja-w-sprawie-uznania-slaskiego-za-jezyk/kfq17x2
Punktem wyjścia jest kilka zdań Łukasza Kohuta, które skonsternowały i wyciszyły tłumaczy z polskiego w parlamencie. Pech. Pewnie akurat nie było w kabinie tych, którzy nie zmieniając swego profesjonalnego tonu, tłumaczyliby płynnie ze śląskiego. Rozpisywały się o tym media, hojnie i wbrew temu, o co chodziło parlamentarzyście, szafując pojęciem „gwara śląska”.
Wprawdzie Ziemkiewicz mówi „jako kształcony językoznawca powiem” i mówi, a raczej plecie, co mu się ostało w głowie ze studiów polonistycznych, ale wypowiedź jego realizuje głównie funkcję perswazyjną, tumani i przestrasza. Gdyby autor chciał swoją tyradę przeciwko „ślązakowcom” i „rasiowcom” (zauważmy, że Łukasz Kohut został posłem do Parlamentu Europejskiego z listy Wiosny Roberta Biedronia, nie z RAŚ, Śląskiej Partii Regionalnej ani partii Ślonzoki Razem, w dużej mierze dzięki własnej pracowitości i mirowi, który miał wśród wyborców w swoim okręgu jako młody, dynamiczny, przejrzysty, komunikatywny działacz społeczny, związany np. z edukacyjną organizacją pozarządową DURŚ) wydrukować, musiałby ją gruntownie przerobić.
Sądzę, że Kaszubów zainteresują liczne wpływy bałtyckie w ich — być może, niech im będzie — języku. Argumentem naukowym przeciwko mówieniu i myśleniu o śląszczyźnie jako języku ma być publicystyczna i emocjonalna wypowiedź prof. Jana Miodka. Mówienie o dyftongach jako jakimś ewenemencie kaszubskim jest kompromitujące, zwłaszcza że najwięcej jest ich w Wielkopolsce, a Wielkopolanom nikt nie zarzuca, iż jakoś nie w pełni polska jest ich mowa, cóż dopiero tożsamość. Błędy, anachronizmy, niechęć.
Uważam, że istnienie języka śląskiego uczciwie można przedstawiać jako kwestię dyskusyjną i opisywać np. w kategoriach literaryzacji, deterytorializacji i konwergencji dialektu/dialektów, ale nie za pomocą demagogii i komunikowania swej awersji, podawania historycznych uproszczeń jako niezbitych faktów mających jedyną interpretację. Dużo bardziej ryzykowne z punktu widzenia racjonalności i etyki jest oświadczanie komuś, że nie ma prawa odczuwać swojej tożsamości rodzinnej, środowiskowej, etnicznej jako innej niż polska, graniczącej z polską, częściowo lub całościowo polskiej, lecz z silnym komponentem regionalnym, nieznanym nieśląskim Polakom, ale też jako niepolskiej. Złożoność kwestii śląskich, tożsamościowych, społecznych, gospodarczych fascynuje licznych autorów. W ostatnich miesiącach ukazały się co najmniej dwie niezłe książki drążące te zagadnienia, do nich więc możemy odesłać siebie nawzajem i buńczucznie prezentującego swą ignorancję warszawskiego publicystę. Jedną z nich jest Kajś Zbigniewa Rokity, Wołowiec: Wyd. Czarne, 2020. Autor z równą dociekliwością pyta, opisuje i eksploruje własną świadomość, pamięć, przekonania i przesądy. Takie zabiegi polecam każdemu i zawsze.
Ziemkiewicz, nieźle obeznany z polską historią XX wieku, w wypowiedziach o historii Śląska się kompromituje. Myli Łambinowice ze Świętochłowicami, ignoruje współczesne prace historyków o latach 1918–1922. Współczesnej emancypacji języka śląskiego nie da się objaśnić przywoływaniem Myśli nowoczesnego Polaka.
Proszę mnie nie posądzać o chęć publicystycznego mierzenia się z Ziemkiewiczem. Nie zamierzam też się wdawać w sąd nad wszystkimi jego poglądami i tweetami. Niemniej jednak gdyby ktoś chciał się zapoznać ze stanem lingwistycznej refleksji nad procesami powstawania „nowych” języków słowiańskich, objaśnianymi w sposób bardziej złożony niż sugerowanie przemożnego wpływu niemieckich pieniędzy, jak to czyni RAZ, niechże sięgnie choćby do nowej publikacji Henryka Jaroszewicza w nobliwym (i recenzowanym) poznańskim piśmie „Slavia Occidentalis”: Krytyka prób emancypacji śląszczyzny. Płaszczyzna naukowa (lingwistyczna). Wystarczy, żeby przestać fanzolić.
Co mówił Łukasz Kohut o inicjatywie Minority SafePack? Proszę posłuchać i poczytać (przydałaby się korekta w napisach):
Z jakich pozycji to piszę? Własnych, przy biurku w Krakowie. Czy mam osobiste związki z posłem Kohutem? Tak, zrobił mi kiedyś ładne zdjęcie w Niewiadomiu, ale mi zginęło.
Tuż po informacji o poruszeniu kwestii językowej przez Roberta Biedronia można posłuchać Łukasza Kohuta, lidera Wiosny na Górnym Śląsku, który w Radiu Piekary mówi Witóm piyknie oraz rozwodzi się o świeżym lufcie wpuszczanym do polskiej polityki.
To jest nowa jakość komunikacyjna. O zmianie pokoleniowej mogą też świadczyć słowa nieznane wielu użytkownikom polszczyzny pokolenia średniego, np. progresywni, nerd programowy.
Lapsus Roberta Biedronia, któremu się pomylił status formalnie nieistniejącego wcale języka śląskiego — powiedział narodowy, a w zamyśle był regionalny — jakże typowy, skoro wiadomo, że Ślązacy są jacyś inni. Stało się to podczas przedstawiania przez lidera nowo ogłoszonej partii Wiosna Łukasza Kohuta jako swojego eksperta od spraw mniejszościowych, jak sądzę, ze szczególnym uwzględnieniem (Górnego) Śląska. Doczekał się licznych komentarzy — entuzjastycznych, żartobliwych, pełnych nadziei i innych.
Tylko tacy przeżuwacze drobiazgów zwrócą uwagę, że np. portal Silesion użył pisowni z jotą na oznaczenie miękkości spółgłoski wargowej w cytacie z Biedronia
Wszyscy byli miłosierni, więc uznajemy, że liczy się wersja oficjalna, a nie wypowiedziana:
TVN 24 zapytała prof. Jolantę Tambor, która udzieliła rzeczowych wyjaśnień:
- Zgodnie z ustawą o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym, językiem regionalnym w Polsce jest tylko jeden język - kaszubski, podczas gdy śląski nie jest tam wymieniony jako język - mówi w rozmowie z Konkret24 prof. dr hab. Jolanta Tambor, językoznawczyni z Uniwersytetu Śląskiego i autorka wielu prac dotyczących śląszczyzny.
- Dla mnie najlepszym określeniem na to, czym jest śląski, jest lekt - dodaje i tłumaczy, że można go określać także terminem "etnolekt", jednak - jak dodaje - "został on spolityzowany, gdyż zbyt często posługiwano się nim w dyskursie nienaukowym, wykorzystując do różnych celów. Samo lekt jest moim zdaniem najtrafniejszym określeniem".
Zapytaliśmy prof. Tambor, czy jeśli śląszczyzny nie określa się mianem osobnego języka, to czy można go traktować jako dialekt polszczyzny. - Etnolekt śląski rozwijał się równolegle z etnolektami, które dały w rezultacie literacki język polski, obok polszczyzny, i oczywiście ma z nią niemało elementów wspólnych, ale można też wskazać pewną liczbę wyróżniających i oryginalnych cech. Myślę więc, że powinien być traktowany jako coś więcej niż dialekt jakiegoś innego języka - tłumaczy prof. Tambor. - W pracach profesora Alfreda Majewicza, który jako pierwszy wyraziście użył terminu "etnolekt" wobec różnych fenomenów (rzadkich zjawisk - red.) mownych, można przeczytać, że nie da się, posługując się kryteriami językoznawczymi, jasno oddzielić języków i dialektów. Ja w pełni się z tym zgadzam - dodaje.
(...) - Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z językiem regionalnym. Osobiście jestem zwolenniczką tego, aby po spełnieniu konkretnych warunków śląszczyzna stała się drugim obok kaszubskiego językiem regionalnym - dodaje prof. Tambor. - Coraz więcej tych warunków jest już zresztą spełnianych. Ukazują się teksty literackie po śląsku, publikacje dotyczące gramatyki czy słowniki polsko-śląskie, a nawet śląsko-polsko-angielsko-niemieckie. Z tego względu śląski ma predyspozycje, żeby stać się językiem regionalnym, choć do tej pory nikt odpowiedniej ustawy czy uchwały nie przegłosował. Podkreślam jednak, że mówimy o języku regionalnym, a nie narodowym. To duża różnica - tłumaczy.
Są i tacy, którzy w pełni się zgadzają z tezą, która padła omyłkowo. Logiczne jest dla nich, że skoro rozumieją swoją śląskość jako odrębną narodowość, to język narodu może być nazywany narodowym, choć gdy się to wypowiada po polsku, nie sposób oddzielić tego od polonocentrycznego i wynikającego z całej historii państwowej pojmowania języka.
Jest ciekawie.