Thursday, September 17, 2020

Szczepan Twardoch — wieszcz zdystansowany

 Szczepan Twardoch jest jednym z ciekawszych śląskich głosów. Nie obejmuje jednak rządu dusz, bo też i nikt mu go nie daje, ale nie chce się też w żadnym stopniu przypodobać swoim krajanom. Oto przykład z nowego wystąpienia w Żorach, opisanego przez Marcina Musiała w katowickiej wersji Gazety Wyborczej.

Bardzo popularna jest wśród Ślązaków opowiastka o tym, że na Śląsku nie używano przekleństw aż do momentu, gdy pojawili się na nim gorole. Mnóstwo jest takich autotematycznych bzdur, w które Ślązacy wolą wierzyć, zamiast spróbować zdefiniować siebie w kontakcie z rzeczywistością - przekonywał śląski pisarz.

Niemała zasługa w sformułowaniu tej konstatacji leży po stronie autorek publikacji Ty bestya, ty kamelo

Wednesday, August 12, 2020

Demonstracje z hasłami po śląsku

Nie jestem socjologiem, więc zamiast punktów i podziałów po prostu napiszę: jest kolejny obszar, gdzie pojawiają się teksty śląskie.

To demonstracje antydyskryminacyjne, „progresywne” (opresyjny cudzysłów purystyczny), sprzeciwiające się wykluczającemu językowi i niektórym akcjom policyjnym w odniesieniu do osób 
„niebinarnych” i innych (cudzysłów niepewności terminologicznej).

W Katowicach, dzięki inicjatywie i wysiłkom Marcina Musiała pojawiły się hasła po śląsku.


Jest też na blogu Tylko burak nie czyta materiał wideo: https://www.facebook.com/tylkoburaknieczyta/videos/1511244719047954

To jedna z klatek



Wednesday, July 29, 2020

Janko Muzykant po śląsku

Grzegorz Kulik, człowiek niebywałej skromności i niespożytej energii, wraz z doświadczeniem nabiera tłumaczeniowego rozpędu.
Oto parę dni temu zaprezentował Janka Muzykanta Henryka Sienkiewicza w przekładzie na literacki standaryzujący się śląski. Ciekawe są uwagi tłumacza, interesujący dobór stylów oddających gawędę narratora i mowę bohaterów.

Karlus to bōł barzo mało talyntny i jak wiejske dziycioki przi godce z ludźmi palec do gymby wrażoł. Niy ôbiecowali sie ani ludzie, iże sie wychowie, a jeszcze mynij, coby matka mogła doczekać sie z niego pociechy, bo i do roboty bōł nicpotok. Niy wiadōmo, skōnd sie to take ulyngło, ale na jedna rzecz bōł ino przepadzity, to je na granie. Wszyńdzie tyż je słyszoł, a jak ino trocha podrōs, tak już ô niczym inkszym niy myśloł. Szoł, bywało, do boru za gadzinōm abo z dwojokami na jagody, to sie wrōciōł bez jagōd i bebloł:

— Mamulko! Tak coś w borze „grlało”. Ojeje!

A matka na to:

— Zagrōm ci, zagrōm! Niy bōj sie!

Tōż niyroz robiyła mu warzeszo muzyka. Karlus krziczoł, ôbiecowoł, iże już niy bydzie, a taki myśloł, iże tam coś w borze grało… Co? A bo ôn wiedzioł?… Sosny, buki, brzeziok, wilgwy, wszysko grało: cołki bōr, i basta!

Echo tyż… W polu grała mu bulica, w sadku pod chałpōm ćwiyrkały wrōble, aże sie wiśnie trzynsły! Wieczōr suchoł wszyjskich głosōw, jake sōm na wsi, i pewnikym myśloł sie, iże cołko wieś gro. Jak go posłali do roboty, coby gnōj rozciepowoł, to mu nawet wiater groł we widłach.

Ôboczōł go tak roz karbowy stoć ze rozciepanōm szopōm i suchać wiatru we drzewiannych widłach… ôboczōł, chyciōł za rzymiyń i doł mu dobro pamiōntka. Ale na co sie to zdało! Nazywali go ludzie „Jōnek muzykant”!… Na wiosna uciykoł z dōmu kryńcić flyjtki kole strumiynia. Nocami, kej żaby zaczynały rzegotać, krzōnstki na łōnkach krzyńścić, bōnki po rosie brōnczeć; kej kokoty pioły po zopociach, to ôn spać niy mōg, ino suchoł i Bōg jedyn wiy, jake ôn i w tym nawet słyszoł granie… Do kościoła matka niy mogła go brać, bo jak, bywało, zahuczōm ôrgany abo zaśpiywajōm słodkim głosym, to dziecku ôczy tak mgłōm zachodzōm, choby już niy z tego świata patrziły…

Dla przypomnienia — po polsku

Był to chłopak nierozgarnięty bardzo i jak wiejskie dzieciaki przy rozmowie z ludźmi palec do gęby wkładający. Nie obiecywali sobie nawet ludzie, że się wychowa, a jeszcze mniej, żeby matka mogła doczekać się z niego pociechy, bo i do roboty był ladaco. Nie wiadomo, skąd się to takie ulęgło, ale na jedną rzecz był tylko łapczywy, to jest na granie. Wszędzie też je słyszał, a jak tylko trochę podrósł, tak już o niczym innym nie myślał. Pójdzie, bywało, do boru za bydłem albo z dwojakami na jagody, to się wróci bez jagód i mówi szepleniąc:

— Matulu! Tak ci coś w boru „grlało”. Oj! Oj!

A matka na to:

— Zagram ci ja, zagram! Nie bój się!

Jakoż czasem sprawiała mu warząchwią muzykę. Chłopak krzyczał, obiecywał, że już nie będzie, a taki myślał, że tam coś w boru grało... Co? Albo on wiedział?... Sosny, buki, brzezina, wilgi, wszystko grało: cały bór, i basta!

Echo też... W polu grała mu bylica, w sadku pod chałupą ćwirkotały wróble, aż się wiśnie trzęsły! Wieczorami słuchiwał wszystkich głosów, jakie są na wsi, i pewno myślał sobie, że cała wieś gra. Jak posłali go do roboty, żeby gnój rozrzucał, to mu nawet wiatr grał w widłach.

Zobaczył go tak raz karbowy, stojącego z rozrzuconą czupryną i słuchającego wiatru w drewnianych widłach... zobaczył i odpasawszy rzemyka dał mu dobrą pamiątkę. Ale na co się to zdało! Nazywali go ludzie „Janko Muzykant”!... Wiosną uciekał z domu kręcić fujarki wedle strugi. Nocami, gdy żaby zaczynały rzechotać, derkacze na łąkach derkotać, bąki po rosie burczyć; gdy koguty piały po zapłociach, to on spać nie mógł, tylko słuchał i Bóg go jeden wie, jakie on i w tym nawet słyszał granie... Do kościoła matka nie mogła go brać, bo jak, bywało, zahuczą organy lub zaśpiewają słodkim głosem, to dziecku oczy tak mgłą zachodzą, jakby już nie z tego świata patrzyły... (Źródło)


Moje zastrzeżenia budzi ćwiyrkały wrōble, ale o tym kiedy indziej.
Całość tekstu Sienkiewicza po śląsku jest TUTAJ. Można od razu posłuchać interpretacji tłumacza:

Po śląsku w Rabce-Zdroju

Już za kilka dni tłumacza będzie można spotkać w Rabce na festiwalu Jemy borówki na polu, podczas którego wiele się mówi o zróżnicowaniu językowego krajobrazu Rzeczypospolitej Polskiej.
W tym roku Rabka jest wszędzie, bo niszowe spotkanie będzie transmitowane online.
31 lipca, piątek
 16:00 Zobacz

Kubuś Puchatek po polsku, śląsku i góralsku oraz rozmowa o sztuce przekładu.

Udział biorą: Piotr Krasnowolski, Grzegorz Kulik, Michał Rusinek, Stanisława Trebunia-StaszelProwadzenie: Barbara Gawryluk    

Warto więc odnotować termin i przypominajkę (fejsbukową) ustawić.
Jemy borówki na polu - Czyli wakacyjne spotkania z językiem polskim



Wednesday, June 10, 2020

O Kaszubach w Pomocniku Historycznym tygodnika Polityka

Może kupię wersję papierową, skoro mnie odmrozili i codziennie teraz wychodzę z domu. Artykuł z pewnością ciekawy, choć tytuł niegramatyczny, a może i mylący, bo może sugerować, że kaszubszczyzna wywodzi się od języków Bałtów (współczesne litewski, łotewski, dawny pruski). Może jednak nie będę brnął w potępianie nieznanych mi wywodów z nieprzeczytanego artykułu.

Niegramatyczny zaś dlatego — to będę kontynuował, bo nagłówek prasowy jest tekstem skończonym, choć osadzonym w kontekście, a ponadto jest ciekawe w szerszym ujęciu, które zamyka się w częstym pytaniu: czy i jak odmieniać elementy z jednego systemu językowego osadzane w tekście polskim  — że kaszëbskô to mianownik. W bierniku: od… po (co?) kaszubską mowę mogłoby być w pełni po kaszubsku: kaszëbską mòwã, wtedy jednak po polsku byłoby mniej zrozumiale. Duże K nie jest zgodne ze współczesną ortografią polską ani kaszubską.

Zapowiada się więc jak zwykle — jakie to ciekawe, państwo w Warszawie zapewne nie słyszeli, że nad morzem żyli, a może i żyją tubylcy, autochtoni, miejscowi, lokalsi zupełnie różni od Państwa, Polaków kontynentalnych, Polskę kochający i za nią oddający życie, którym jednak trzeba przypominać, że są, byli i mają być Polakami (pomijamy separatystów kaszubskich, żeby mimo obiektywizmu naszego opisu nie nagłaśniać szkodliwej propagandy będącej wodą na młyn wiadomych kół z Kopenhagi), bo uparli się, że można należeć do polskiego narodu i mówić oraz pisać innym językiem, bardzo egzotycznym, którego Państwo, Polacy kontynentalni w ogóle nie zrozumieją, ale zasadniczo nie powinien być odrębnym językiem, bo jest bardzo podobny w wielu aspektach do polszczyzny, a wymyślili go inteligenci i sztucznie animują działacze kulturalni.

Tak, kupię. Obym się zawiódł i przeczytał coś mniej przewidywalnego. W końcu podobno polską świadomość przeorał film Kamerdyner, chociaż on chyba był o Niemcach.