Wreszcie. Być może znakomity literacko i osobisty, przeżyty tekst
Anny Dziewit-Meller
sprawił, że redakcja mainstreamowego pisma, jakim jest Tygodnik
Powszechny, podejmuje temat języka na Śląsku, mowy śląskiej,
śląszczyzny, dialektu śląskiego, gwary śląskiej, śląskiego continuum
dialektalnego, polszczyzny śląskiej bez eufemizmów, jako temat
języka śląskiego.
Mam wrażenie, że wszelkie debaty o śląskości w mediach ogólnopolskich cechuje doraźność, akcyjność i wieczne rozpoczynanie
ab ovo, to jest co najmniej od okresu wędrówek ludów.
Tu jest zmiana. Zderzają się sobisty ton pisarki i replika zasłużonej dziennikarki i polityczki, senator
Marii Pańczyk-Pozdziej.
Zbyt gromko jak na mój gust, w poczuciu słuszności i mocy, bo zgodnie z
dominującym przez dziesięciolecia dyskursem, własnym przekonaniem i
poglądami
części śląskich elit oraz części językoznawców i
językoznawczyń głosi, że dobre jest trwanie śląskiej mowy (ale czy także
„śląskiego logosu” — co to takiego, piszą Z. Kadłubek i K. Węgrzynek) w
mgle wspomnień epoki industrialnej i dobrotliwych rządów towarzysza
Ziętka, z niedzielami w chorzowskim parku, wycieczkami zakładowymi,
wczasami, telewizorami na książeczkę G. Trwanie języka w sferze
wyłącznie rodzinnej, sąsiedzkiej, międzysąsiedzkiej —
mikrospołecznościowej? Organizatorka konkursu „Po naszymu, czyli po
śląsku” powołuje się na odczucia jego uczestników, którzy nie chcą
zmiany, bo obawiają się jej destrukcyjnych efektów.
Na
to replikuje Tomasz Kamusella — retorycznie sprawnie, bez ogródek
(„Tygodnik Powszechny” nr 12 (3584), 18 marca 2018 r., s. 76). Jeśli
ktoś słyszy o tym dyskutancie pierwszy raz, ma trochę do nadrobienia.
Życiorys naukowy bogaty. Mnie się najbardziej podoba niełatwy dlań
egzystencjalnie epizod, który anegdotycznie ujmiemy tak: był za słabym
dydaktykiem dla Uniwersytetu Opolskiego, więc otrzymał stanowisko w
Trinity College w Dublinie.
Wypowiedź uczonego pracującego obecnie
w University of St. Andrews w Szkocji przynosi kilka cennych myśli i
intrygujących intelektualnie porównań oraz pytań. Na przykład:
Jednak
w odróżnieniu od Dziewit-Meller twierdzi [Maria Pańczyk-Pozdziej —
dopisek AC], że parlamentarne uznanie śląskiej mowy za język regionalny
„będzie jej grobem”. Ergo najlepszym gwarantem przetrwania jest
powstrzymanie się przez państwo od jakichkolwiek interwencji w tym
zakresie, zapewne włączając w to zapewnienie, że żadne środki z podatków
płaconych przez Ślązaków nie będą przekazywane na kultywowanie,
badanie, rozwijanie, a tym bardziej na standaryzację (kodyfikację)
śląszczyzny jako języka. (Ciekawe, jak Kaszubi zareagowaliby na
propozycję, żeby jeszcze lepiej chronić kaszubszczyznę – którą obecnie
posługuje się ok. stu tysięcy osób – poprzez odebranie jej nadanego w
2005 r. statusu języka regionalnego?). Jednak nie są znane
socjolingwistom przypadki, że takie leseferowskie podejście do ochrony
zapewnia językom mniejszościowym lub regionalnym przetrwanie, a tym
bardziej rozwój. Przeciwnie: doprowadza to do ich szybkiego zaniku na
rzecz języka dominującego w danym państwie. Dlatego autorytety światowej
socjolingwistyki (np. Joshua Fishman czy Florian Coulmas) podkreślają
konieczność aktywnego wsparcia legislacyjnego i budżetowego dla takich
języków.
Śląskojęzyczni obywatele nie chcą być
traktowani paternalistycznie, jako prymitywny, nieuświadomiony,
ambiwalentny narodowościowo etnos, któremu trzeba uświadomić i wpoić
określony zespół poglądów na narodowość, status, mowę. Kamusella zna
doskonale literaturę dotyczącą polityki językowej i socjolingwistyki.
Przebadał kwestie językowe i narodowe w Europie Środkowej i nie tylko.
Odległość od Koźla, gdzie mieszkał, pozwala mu na jasne i wolne od
wykrętów opisywanie i wnioskowanie. To nie hobbysta i domorosły filozof,
nie frustrat, amator, zwolennik skrajności, jak łatwo się dezawuuje
myślących i piszących inaczej niż większość dotychczas dopuszczanych do
głosu, lecz uczony o światowych horyzontach, autor bogatych
dokumentacyjnie artykułów oraz kilku książek.
Potrafi
też drapieżnie i przewrotnie pytać, a zarazem obnażać miałkość
argumentacji nazywającej trwanie przy sanacyjno-komunistycznym
status quo ochroną gwary śląskiej:
Lecz
jeśli socjolingwistyka się myli, a senator Pańczyk-Pozdziej jednak ma
rację, to na przypadające w tym roku stulecie utworzenia polskiego
państwa narodowego trzeba skorygować podręczniki w ocenie przyjęcia
polszczyzny jako języka urzędowego w roku 1918 oraz zaprowadzenia
powszechnego i przymusowego szkolnictwa podstawowego w tymże języku.
Zapewne lepsze przetrwanie polskiej mowy, aby „zachowała swój walor
wszechstronności – różnorodność brzmień, mnogość synonimów, a nade
wszystko melodię” (jak stwierdza autorka listu w kontekście języka
śląskiego), byłoby zagwarantowane poprzez kontynuację używania w
urzędach i szkołach rosyjskiego oraz niemieckiego w dwudziestowiecznej
Polsce, oraz poprzez nieuznawanie polskiej godki za język.
Bogactwo
kultury wartej ochrony i wparcia to nie tylko egzotyka w odległych
krajach i różnych od naszych krajobrazach — to zadanie dla
obywatelskiego bycia w Polsce. Otwartość na argumenty innej strony,
rozbicie monopolu kultury narzucającego interpretację śląskości
monologu. Może to znamię czasu zmiany, a może zasługa Tygodnika?