Friday, March 23, 2018

Upadają monopole. Po śląsku na demonstracji antyantyaborcyjnej

Pisałem dopiero co o tym, że pękają okowy pętające swobodę dyskursu, kruszą się mury zastałych narracji, bo w Tygodniku Powszechnym pojawiły się wypowiedzi Anny Dziewit-Meller i Tomasza Kamuselli, odmienne od tego, do czego przyzwyczaiły nas podręczniki, zbiorowe mitologie, a także propaganda (nie bójmy się tego słowa).
Dziś coś podobnego. Mówiłem jakiś czas temu w pięknej sali Uniwersytetu Śląskiego, obwieszonej portretami doktorów honoris causa, że śląski język rozwijać się będzie, gdy się spluralizuje, gdy będzie nim można mówić nie tylko o eventach takich jak pōnć do Piekŏr (pielgrzymka do Piekar Śl.). Proszę bardzo — samosprawdzające się proroctwo.
Dziś w ramach „czarnego piątku”, protestów przeciwko temu, co w sprawie ochrony życia ludzkiego i dopuszczalności aborcji zyskało większość w Sejmie, mówi się także po śląsku:
Jo, mama 3 córek i babcia 6 wnucząt, ślonsko dziołcha, mom dość. Kaczyński, ty beboku - zwalniom cie, a z tobom tych wszystkich rzondzoncych pasożytów – woła po śląsku Jolanta Jackiewicz. – Pamiyntejcie Dziołchy, że to my som solom tyj ziymi, my som skałom, my som łogniym i wodom, i luftym. I żodyn rzond, żodyn farorz, żodyn polityker niy bydzie nom godoł, a już tym bardziyj nakozywoł, jak momy pszoć, wychowywać, kaj i z kim momy chodzić... Same wiymy!
Tak zapisała to Sandra Wilk w tekście „Kaczyński, ty beboku, zwalniom cie”, czyli kobiety jadą na Warszawę (polityka.pl, 23.03.2018).
Istotne jest dla mnie to, że po śląsku, publicznie wypowiada się obywatelka nie tylko, co już było pewną nowością, o sobie, swojej tożsamości śląskiej i prawie do kształtowania sposobu jej wyrażania. Tu mamy do czynienia z braniem udziału w życiu społecznym na własnych warunkach, nie jako „ludowy ozdobnik”. Emancypacja językowa. Dyskurs feministyczny. Odnotowuję.

Thursday, March 15, 2018

Upadają monopole. Kamusella w Tygodniku Powszechnym

Wreszcie. Być może znakomity literacko i osobisty, przeżyty tekst Anny Dziewit-Meller sprawił, że redakcja mainstreamowego pisma, jakim jest Tygodnik Powszechny, podejmuje temat języka na Śląsku, mowy śląskiej, śląszczyzny, dialektu śląskiego, gwary śląskiej, śląskiego continuum dialektalnego, polszczyzny śląskiej bez eufemizmów, jako temat języka śląskiego.
Mam wrażenie, że wszelkie debaty o śląskości w mediach ogólnopolskich cechuje doraźność, akcyjność i wieczne rozpoczynanie ab ovo, to jest co najmniej od okresu wędrówek ludów.
Tu jest zmiana. Zderzają się sobisty ton pisarki i replika zasłużonej dziennikarki i polityczki, senator Marii Pańczyk-Pozdziej. Zbyt gromko jak na mój gust, w poczuciu słuszności i mocy, bo zgodnie z dominującym przez dziesięciolecia dyskursem, własnym przekonaniem i poglądami części śląskich elit oraz części językoznawców i językoznawczyń głosi, że dobre jest trwanie śląskiej mowy (ale czy także „śląskiego logosu” — co to takiego, piszą Z. Kadłubek i K. Węgrzynek) w mgle wspomnień epoki industrialnej i dobrotliwych rządów towarzysza Ziętka, z niedzielami w chorzowskim parku, wycieczkami zakładowymi, wczasami, telewizorami na książeczkę G. Trwanie języka w sferze wyłącznie rodzinnej, sąsiedzkiej, międzysąsiedzkiej — mikrospołecznościowej? Organizatorka konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku” powołuje się na odczucia jego uczestników, którzy nie chcą zmiany, bo obawiają się jej destrukcyjnych efektów.

Na to replikuje Tomasz Kamusella — retorycznie sprawnie, bez ogródek („Tygodnik Powszechny” nr 12 (3584), 18 marca 2018 r., s. 76). Jeśli ktoś słyszy o tym dyskutancie pierwszy raz, ma trochę do nadrobienia. Życiorys naukowy bogaty. Mnie się najbardziej podoba niełatwy dlań egzystencjalnie epizod, który anegdotycznie ujmiemy tak: był za słabym dydaktykiem dla Uniwersytetu Opolskiego, więc otrzymał stanowisko w Trinity College w Dublinie.
Wypowiedź uczonego pracującego obecnie w University of St. Andrews w Szkocji przynosi kilka cennych myśli i intrygujących intelektualnie porównań oraz pytań. Na przykład:
Jednak w odróżnieniu od Dziewit-Meller twierdzi [Maria Pańczyk-Pozdziej — dopisek AC], że parlamentarne uznanie śląskiej mowy za język regionalny „będzie jej grobem”. Ergo najlepszym gwarantem przetrwania jest powstrzymanie się przez państwo od jakichkolwiek interwencji w tym zakresie, zapewne włączając w to zapewnienie, że żadne środki z podatków płaconych przez Ślązaków nie będą przekazywane na kultywowanie, badanie, rozwijanie, a tym bardziej na standaryzację (kodyfikację) śląszczyzny jako języka. (Ciekawe, jak Kaszubi zareagowaliby na propozycję, żeby jeszcze lepiej chronić kaszubszczyznę – którą obecnie posługuje się ok. stu tysięcy osób – poprzez odebranie jej nadanego w 2005 r. statusu języka regionalnego?). Jednak nie są znane socjolingwistom przypadki, że takie leseferowskie podejście do ochrony zapewnia językom mniejszościowym lub regionalnym przetrwanie, a tym bardziej rozwój. Przeciwnie: doprowadza to do ich szybkiego zaniku na rzecz języka dominującego w danym państwie. Dlatego autorytety światowej socjolingwistyki (np. Joshua Fishman czy Florian Coulmas) podkreślają konieczność aktywnego wsparcia legislacyjnego i budżetowego dla takich języków.
Śląskojęzyczni obywatele nie chcą być traktowani paternalistycznie, jako prymitywny, nieuświadomiony, ambiwalentny narodowościowo etnos, któremu trzeba uświadomić i wpoić określony zespół poglądów na narodowość, status, mowę. Kamusella zna doskonale literaturę dotyczącą polityki językowej i socjolingwistyki. Przebadał kwestie językowe i narodowe w Europie Środkowej i nie tylko. Odległość od Koźla, gdzie mieszkał, pozwala mu na jasne i wolne od wykrętów opisywanie i wnioskowanie. To nie hobbysta i domorosły filozof, nie frustrat, amator, zwolennik skrajności, jak łatwo się dezawuuje myślących i piszących inaczej niż większość dotychczas dopuszczanych do głosu, lecz uczony o światowych horyzontach, autor bogatych dokumentacyjnie artykułów oraz kilku książek.
Potrafi też drapieżnie i przewrotnie pytać, a zarazem obnażać miałkość argumentacji nazywającej trwanie przy sanacyjno-komunistycznym status quo ochroną gwary śląskiej:
Lecz jeśli socjolingwistyka się myli, a senator Pańczyk-Pozdziej jednak ma rację, to na przypadające w tym roku stulecie utworzenia polskiego państwa narodowego trzeba skorygować podręczniki w ocenie przyjęcia polszczyzny jako języka urzędowego w roku 1918 oraz zaprowadzenia powszechnego i przymusowego szkolnictwa podstawowego w tymże języku. Zapewne lepsze przetrwanie polskiej mowy, aby „zachowała swój walor wszechstronności – różnorodność brzmień, mnogość synonimów, a nade wszystko melodię” (jak stwierdza autorka listu w kontekście języka śląskiego), byłoby zagwarantowane poprzez kontynuację używania w urzędach i szkołach rosyjskiego oraz niemieckiego w dwudziestowiecznej Polsce, oraz poprzez nieuznawanie polskiej godki za język.
Bogactwo kultury wartej ochrony i wparcia to nie tylko egzotyka w odległych krajach i różnych od naszych krajobrazach — to zadanie dla obywatelskiego bycia w Polsce. Otwartość na argumenty innej strony, rozbicie monopolu kultury narzucającego interpretację śląskości monologu. Może to znamię czasu zmiany, a może zasługa Tygodnika?


Wednesday, March 14, 2018

Z Watykanu uznanie dla języka śląskiego

W Watykanie — powiadają — liberalizm, czułość i otwartość, to w zasadzie nie dziwi, że sekretariatowi nie przeszkadza określenie język śląski.
Tłumacz Nowego Testamentu dr Gabriel Tobor otrzymał takie oto podziękowanie.
Więcej w portalu Wachtyrz.eu.

Tuesday, March 6, 2018

Hobby: Języki zagrożone? Endangered Languages

Nieraz mi się wydaje, że wiele z tego, co się w Polsce dzieje, jest na pół gwizdka. Nienowa to myśl. Można się cofać i podawać przykłady pasujące do tej tezy. Na przykład, że nie palono w Polsce na stosie nie dlatego, że tolerancja była tak ogromna, tylko że mimo wybujałej katolickiej pobożności głębi teologicznej brakowało. Słabe, ale czasem chwyta.
Albo kwestia komunizmu. Były zbrodnie i plugawość, ale lansuje się tezę o „najweselszym baraku w obozie państw socjalistycznych”, co ma oznaczać, że polskim komunistom nie chciało się aż tak przykręcać śruby, jak czynili to sąsiedzi. Miejscami prawda.
Blog niniejszy jednak nie jest poświęcony amatorskim rozważaniom historiozoficznym i politologicznym, ale językom, które powstają (z kolan, z niebytu, z bycia klasyfikowanymi jako dialekty). Tu sobie pozwolę na krytykę ostrzejszą — samokrytykę.
Skrytykuję siebie, że działam z doskoku i okazjonalnie, w czasie kradzionym zdobywaniu pożywienia i opału. Że nie ma (bo może za słabo się sam starałem) instytucji, które monitorowałyby sytuację i koordynowały działania na rzecz najbardziej mnie angażującego śląskiego. Tu skończę samobiczowanie. Skóra gruba.
Po prostu przydałby się porządny instytut zajmujący się językiem górnośląskim — takim, jaki istnieje, rozwijanym, pielęgnowanym, używanym w mowie i piśmie, nauczanym w szkołach.
Jak to się robi gdzie indziej? Lepiej to wszystko opisane, obudowane, rozplanowane. Ot, choćby czterotomowa publikacja Wydawnictwa Blackwell.
Endangered Languages. Critical Concepts in Linguistics. Edited and with a new introduction by Peter K. Austin and Stuart McGill , both at SOAS, University of London, UK. Czy dostępna w którejś polskiej bibliotece naukowej? Proszę zerknąć na prospekt, jego rozmach, zasięg, ale i metodyczność.
Albo z innej beczki. Obecność języka śląskiego w literaturze dotyczącej języków świata, w tym zagrożonych. Raczej nieobecność. Dominuje dyskurs dominujący (stylistyka świadoma), a źródła, w których podawana jest wiedza sprzed pół wieku stają się punktem odniesienia dla innych publikacji.
Wyjątkiem jest Encyclopedia of the world’s endangered languages. Edited by Christopher Moseley. London & New York: Routledge, 2007, s. 211–280.
 
Na s. 218 wśród języków słowiańskich wymieniono górnośląski:

There may be a couple of regional languages awaiting recognition, for instance, Upper Silesian, included in parentheses in the checklist of languages below.
Autorem artykułu Europe and North Asia jest jest prof. Tapani Salminen z Uniwersytetu w Helsinkach, badacz języków ugrofińskich, w tym samojedzkiego i nienieckich — leśnego i tundrowego (A.F. Majewicz pisał: nenecki). Na s. 232 w swoim artykule Wymienia i klasyfikuje języki słowiańskie, wspominając o zagrożonych:
Slavonic: South Slavonic: Bulgarian (+ Pomak) | Macedonian || Serbo-Croat (+ Torlak) + Burgenland Croatian + Molise Croatian || Slovene + Resian Slovene ||| West Slavonic: Lechitic: Polabian* | Kashubian (+ Slovincian*) | Polish (+ Upper Silesian) || Sorbian || Czech-Slovak: Czech | Slovak | Eastern Slovak | Vojvodina Rusyn (Bachkan) ||| East Slavonic: Rusyn (Ruthenian) (+ Lemko [Lemke] + Boyko + Hutzulian) | Ukrainian | Belarusian (+ Polissian [Palesian]) | Russian
Wersja PDF jest dostępna dzięki Wydawnictwu. Wersja zwykła znajduje się na stronie Autora. T. Salminen nie zajmuje się chyba na co dzień językami słowiańskimi, mimo że jak pisze, zainteresowany jest badawczo 6121 językami, ale oddał w swym syntetyzującym tekście sprawiedliwość aktualnej sytuacji socjolingwistycznej Górnego Śląska, podkreślił również językowy status języka rusińskiego, jako odrębnego od ukraińskiego. Warto zapamiętać tę postać.

Sunday, February 4, 2018

Staroprusacy. O kim mowa?

Juliusz Ligoń, wybitny XIX-wieczny działacz propolski z Górnego Śląska, w jednym ze swoich utworów tak ujął braterstwo różnych szczepów ludu polskiego, że tak sobie pozwolimy na anachronizm narracyjny i stylistyczny:
Kaszubi, Staroprusacy,
Mazurzy i Warszawiacy,
Wielkopolanie, Ślązacy,
Wszyscyśmy bracia Polacy.
I dalej pod Karpatami
Też jednym duchem tchną z nami,
Na Litwie i Królewiacy,
Wszyscyśmy jedni rodacy.
Więc kochajmy się wzajemnie,
Bo tak Bogu jest przyjemnie;
Niech miłość z nami wciąż żyje
I jedno serce w nas bije!
Nie o egzegezę ideowych treści tekstu dziś mi idzie, tylko o podkreślone słowo Staroprusacy. Dziś takiego etnonimu ani „regionimu” nie używamy. Mamy w geografii Nizinę Staropruską, na północy dzisiejszego województwa warmińsko-mazurskiego, m.in. w okolicach Górowa Iławeckiego. Nizina Staropruska ma nawet swoje hasło w Wikipedii, ale jest to nazwa dość tajemnicza, bo strona ma tylko wersję polską, a brak rosyjskiej i niemieckiej. Nawet mapka nie wychodzi poza obecną granicę Polski, więc nie znamy kształtu tej krainy geograficznej.

Kogo mógł mieć na myśli Juliusz Ligoń (nie mylić z jego wnukiem Stanisławem, humorystą i radiowym gawędziarzem), jeśli „starzy” Prusowie, przedstawiciele ludu bałtyckiego, jako odrębna grupa już nie istnieli?
W języku niemieckim wyraz Altpreußen to zarazem Prusowie — starzy mieszkańcy Prus, przed Niemcami i Mazurami (jak sama nazwa wskazuje, przybyłymi zapewne z Mazowsza). Oprócz tego mogło chodzić Ligoniowi w ogóle o Prusy Wschodnie, w odróżnieniu od reszty potężnego państwa, które nazywało się Prusy (nb. zlikwidowanego bodaj w 1947 r.). „Stare Prusy” to mógł być przez jakiś czas antonim do Neuostpreußen, „Nowych Prus Wschodnich” (Prus Nowowschodnich), jak nazwano prowincję uzyskaną w wyniku trzeciego rozbioru Polski, funkcjonującą w latach 1795–1807, do powstania Księstwa Warszawskiego.
Przy czym Nowymi Prusami była podobno także część przyłączona do Prus Zachodnich i Południowych, graniczących z Nowym Śląskiem i Galicją Zachodnią.
Karte polnischeteilungen4
Prawda, że w ślad za podbojem kroczą kreatywni twórcy słusznych nazw własnych, którzy uzasadniają łączność z prowincjami odwiecznie naszymi? I dziwić się, że komuś Radoszyce w Zachodniej Galicji mogą się wydawać tak samo sensowne jak Brody w Małopolsce Wschodniej.

Podział na Prusy stare i nowe jest nie tylko terytorialny, ale przede wszystkim chronologiczny. Już w 1684 Christoph Hartknoch rodem spod Pasymia opublikował w Królewcu swoją książkę Alt- und Neues Preussen. Jeśli dobrze rozumiem, jest to podział na czas przed przybyciem Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie na tereny Prusów (narodu) i później.
Co najciekawsze, w świadomości Mazurów Pruskich jeszcze w roku 1900 ta staropruskość istniała. Wtedy to bowiem Johann Sczepan opublikował przekład mistycznej alegorycznej opowieści The Holy War Made by King Shaddai Upon Diabolus Johna Bunyana jako Ta Swenta Woyna, prowadzona od Pana Boga przećiwko Diabłowzy. Rok temu miałem tę książkę w rękach, a mój zachwyt udzielił się entuzjastom języka mazurskiego. Piszę tu o tym dlatego, że Sczepan opisał, iż przetłumaczył dzieło Bunyana na
Polski-jenzik, w Staro-Pruski Mowzie.
Nie będziemy teraz próbowali dociec, czym się tu różni jenzik od mowy, ale przymiotnik staro-pruski tu właśnie się pojawił. Zatem patriotyczna i imperialna wizja urodzonego w Strzebiniu Juliusza Ligonia w tym jednym fragmencie nie tyle została rozjaśnona, ile nieco „odciemniona”.

Saturday, November 11, 2017

Literatura śląska. Apel Szczepana Twardocha

Czytelnikom tego bloga nie trzeba tego szczególnie tłumaczyć, ale sobie, w obliczu starości, zapisuję ku pamięci. Szczepan Twardoch apeluje o stosowanie „ślabikorzowej” pisowni z użyciem znaków diakrytycznych, ustalonych parę lat temu i jakoś już utrwalonych w najlepszych edytorsko i jakościowo publikacjach po śląsku. Przy okazji zapowiada, że w Wydawnictwie Literackim ma się ukazać w przyszłym roku jego Drach w przekładzie na śląski, dokonanym przez Grzegorza Kulika, tego samego, który lada chwila przyniesie nam pod choinkę, krisbaum lub drzewko dzieło Godniŏ pieśń Charlesa Dickensa.
Oto apel najlepszego polskojęzycznego stylisty, górnośląskiego pisarza Szczepana Twardocha:
Teraz będzie apel i to wyjątkowo na poważnie. Po polsku dla większego zasięgu.
Od paru lat język śląski staje się coraz bardziej widoczny w przestrzeni publicznej, co bardzo mnie cieszy, bo zwiększa śląskiego i tak minimalne szanse na przetrwanie. Niestety, często jest to język śląski zapisywany w polskiej ortografii, co uważam za niewłaściwe i szkodliwe. Po pierwsze i przede wszystkim dlatego, że zapisywanie języka śląskiego w ortografii polskiej sprzyja procesowi, który i bez tego zachodzi w tempie lawinowym - roztapianiu się naszego języka w bliskim mu przecież polskim. Po drugie, polska ortografia nie oddaje śląskiej fonetyki, przez co fonetyka ta się również zaciera, patrz punkt pierwszy.
Ktoś powie w tej chwili, że nie ma oficjalnej pisowni języka śląskiego - owszem, nie ma, chciałem jednak tutaj przypomnieć, że dla Rzeczpospolitej Polskiej, w granicach której przyszło nam żyć, oficjalnie nie istniejemy ani my, Ślązacy, ani nasz język, więc któż miałby niby nadać jakiejkolwiek pisowni śląskiego ów walor oficjalności, jakie gremium? Czekanie na tę potwierdzoną przez polskie instytucje "oficjalną pisownię" świadczy o Ślązakach jak najgorzej, potwierdza tylko moje smutne podejrzenia, że Śląsk po prostu nie zasługuje na trwanie.
Idąc więc teraz na przekór mojemu pesymizmowi chciałem poprosić wszystkich, którym śląszczyzna i śląskość są drogie, a którzy często robią bardzo dużo dobrego dla jej przetrwania:
PROSZĘ. BŁAGAM. PISZCIE PO ŚLĄSKU UŻYWAJĄC PISOWNI ŚLABIKORZǑWEJ. BŁAGAM. PROSZĘ.
PIYKNIE WǑS PROSZÃ. PISZCIE PŌ NASZYMU WE ŚLABIKǑRZU. TO NIY MA TRUDNE. SZAFNIECIE TO.
Chodzi o te cztery literki: Ō, Ô, Ã, Ǒ. Na pewno już widzieliście śląski zapisywany w ten sposób. Owszem, to nie jest pisownia "oficjalna" - i nie będzie, póki sami ją oficjalną, przez uzus, a więc obyczaj, nie uczynimy. Czy jest to pisownia najlepsza z możliwych? Nie wiem, ale to nie ma znaczenia - jest pisownią najpowszechniej używaną. W pisowni ślabikorzowej ukazują się książki wydawnictwa Silesia Progress - śląski sklep i wydawnictwo, sam jej używam, kiedy śląszczyzna pojawia się moich książkach, w pisowni ślabikorzowej ukaże się w przyszłym roku, w Wydawnictwie Literackim śląski przekład (by Grzegorz Kulik) mojego "Dracha" i tak dalej.
Wiem, że na pierwszy rzut oka ślabikŏrz może wydawać się trudny, jednak każdemu, kto jako-tako posługuje się śląskim, przyswojenie zasad tej pisowni zajmie kwadrans. Przystępnie tłumaczy to wspomniany już Grzegorz Kulik i jego Chwila z gŏdkōm, konkretne linki w komentarzach poniżej.
Nie musimy się lubić, ja w ogóle nikogo nie lubię, ale tutaj nie chodzi o mnie. Możemy mieć różne zdania na temat autonomii śląskiej, powstań, Ulitzki, Korfantego i Grażyńskiego, możecie się uważać za Ślązaków-Polaków, Ślązaków-Niemców, albo, jak ja, za Ślązaków po prostu, możecie chodzić do kościoła albo do szynku, głosować na PiS, PO, Razem, RAŚ, albo nie głosować wcale, w tej sprawie to nie ma znaczenia, po prostu: jeśli Śląsk to dla Was coś więcej niż kabaret, jeśli śląski, niezależnie od tego czy uważacie go za język czy za dialekt, to dla was ta najbardziej intymna melodia domowego języka, to przynajmniej pomyślcie o tym. Proszę.
Do wiadomości: gryfnie, Ślónsko godka dla Hanysów i Goroli., Jestem ze Śląska, Rubens był z Bytomia., Frele, Co by pedzioł Szekspir?, Dej pozór, Typowy Ślązak, Kocham Śląsk! / i love SILESIA!, Ruch Autonomii Śląska, Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej
Proszę o udostępnianie.

Friday, September 1, 2017

Moji pisani. Po śląsku tradycyjnie

Nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Ba, nawet jeśli ktoś wstępuje pierwszy raz, ale sądzi, że kroczy po śladach poprzedników, to już droga (i woda) nie ta sama, co niegdyś. Zmienił się też krajobraz — świadomość językowa odbiorców tekstu.
Miasto Rybnik dumnie prezentuje książkę Lucyny Szłapki Moji pisani. Jest się z czego cieszyć i ja również tę radość podzielam.

Rekomenduje ją czytelnikom prof. Helena Synowiec, autorka książki Śląska ojczyzna-polszczyzna.
[…] Efekty pracy twórczej Pani Lucyny Szłapki […] istniały do tej pory jedynie w lokalnym obiegu. Dobrze się stało, że zdecydowała się plon swojej wieloletniej twórczości usystematyzować, zebrać i przygotować do druku w oddzielnej publikacji. Zbiór tekstów regionalnych […] świadczy o kompetencji gwarowej i kulturowej (regionalnej) autorki, o jej umiejętnościach narracyjnych i warsztacie dydaktycznym.
[…] Z przekonaniem rekomenduję książkę Pani Lucyny Szłapki pt. „Moji pisani, czyli Bojki, godki i wierszyki po ślonsku” do opublikowania drukiem, dostrzegając przede wszystkim jej przydatność dydaktyczną. Uważam, że publikacja ta odegra ważną rolę w wychowaniu regionalnym. Dostarcza bowiem bogatego materiału poznawczego, przekazuje go w narracyjnej, gawędziarskiej formie; jest równocześnie nośnikiem wartości moralnych i społecznych głęboko zakorzenionych w śląskiej tradycji; ukazuje estetyczną i kulturotwórczą funkcję gwary – jako tworzywa tekstów. Zbiór gawęd może się przyczynić do umacniania emocjonalnej więzi młodego pokolenia z regionem oraz do pielęgnowania odmiany dialektycznej. Teksty zamieszczone w zbiorze mogą także zachęcić nauczycieli do podejmowania działań twórczych związanych z wprowadzaniem treści regionalnych. Dla wszystkich zaś zainteresowanych regionem bojki i godki Pani Lucyny Szłapki mogą być formą spotkania z śląską kulturą i gwarą ziemi rybnicko-wodzisławskiej.

Kilka szczegółów


Jak wygląda relacja między tekstem z pewnością śląskim a innym — polszczyzną standardową?
Proszę popatrzeć na podkreślenia czerwone. Jest to partia narracyjna. Pierwszy: pyto sie (ewidentnie fonetyczny, śląski); drugi: rozpłakał się (graficznie standardowo polski). Jest oczywiste, że w dydaktyce regionalnej rozsądny nauczyciel jedno i drugie może przeczytać po śląsku, żeby nie powielać dysonansu, a więc przynajmniej rozpłakoł sie, choć znaleźli by się zapewne zwolennicy silniejszej „stylizacji gwarowej” / usuwania polonizmów, np. w stronę hipotetycznego, powiedzmy, *zacznył ślimtać.
Na zielono zaznaczyłem dwa przymiotniki w stopniu najwyższym. Jeden z nich zaczyna się od naj-, a drugi od noj-. Wiele się w dialektologii opowiada o wariantywności i interferencjach w gwarach, ale w tekście mającym służyć regionalnej edukacji, można się pokusić o pewną standaryzującą staranność.
Pisownia tekstu nie korzysta ze znaków odmiennych niż w języku polskim. Nie ma więc choćby „ślabikorzowych” ô i ō (mam je w Miszmaszu Stanisława Neblika) bądź ů ani dobrze znanego w Rybniku zapisywania fonemu /ȯ/ jako o, co praktykuje znany regionalny pisarz Marek Szołtysek. Na niebiesko zaznaczyłem pewną niekonsekwencję. Jest wrociyły zapisane przez o (owszem, w Rybniku zdarza się utożsamienie tzw. o pochylonego z o), ale też mój głód, przez polskie o kreskowane, w standardowej polszczyźnie tożsame z głoską [u]. To samo zjawisko fonetyczne, zwykle tak samo wymawiane śląskie głoski [ȯ], zaznaczono różnymi literami. To również może powodować pewne zaburzenia w odbiorze tekstu przez czytelników chcących rozwinąć swoją znajomość rybnickiej odmiany godki ślōnskij.

Gwara, odmiana dialektyczna, czyli po ślonsku

Ponieważ jest to blog o językach in statu nascendi (rodzących się), wypada się i do tego odnieść. Autorka przedrukowanej na okładce opinii wydawniczej na płaszczyźnie naukowej, publicystycznej i w działaniach organizacyjnych nie popiera ruchu „emancypacyjnego” języka śląskiego. Odbija się to w używanej terminologii: odmiana dialektyczna [inaczej: dialektalna], gwara.
To quasi-recenzja. Zdaje się wszelako, że omawiana publikacja swoją formą nie wpisuje się w proces standaryzacji języka śląskiego. Można ją nazwać tradycyjną, konserwatywną, kontynuującą folklorystyczny nurt publikacji Wydawnictwa Śląsk i Śląskiego Instytutu Naukowego z lat 80. XX w. Nie znaczy to, że należy je dezawuować. Byłoby to chyba autodestrukcyjne dla społeczności nawet jeśli podzielonej, to deklarującej szacunek, ba, miłość do mowy starszych pokoleń, nośnika tradycji, niematerialnego dziedzictwa kultury. Książka broni się treścią i tym, że włożono w nią serce. Bardzo cenna jest grafika, czyli ilustracje Kazimiery Drewniok, i pomysł, by części narracyjnej towarzyszyła kolorowanka. Niemniej jednak zwłaszcza w Rybniku, gdzie najwięcej pisze i wydaje się po śląsku, warto sztukę edytorską i dbałość o szczegóły wznieść na wyższy poziom także w zakresie samej redakcji tekstu. Radość z samego faktu ukazania się książki po naszymu to emocja sprzed lat trzydziestu. Świat i język idą do przodu. Jest to świat pluralistyczny, także w obrębie małej ojczyzny.

Korzystałem tylko z wycinka książki dostępnego w Sieci, ale mam nadzieję, że uda mi się zdobyć całość.